Pamięci Bogdana Długosza
„Jak go pamiętam? Dyskretny. Skuteczny. Niezawodny. Uśmiechnięty. Praca była dla niego radością. Rozumiał doskonale co to jest MY w teatrze. Nasze marzenie, nasze dążenie. Nasza muzyka. Człowiek teatru przez duże C i duże T. Nie do zapomnienia i miejsce w Teatrze Starym nie do zapełnienia.” (Krystian Lupa)
„Wiadomość o śmierci Bogdana Długosza- akustyka Starego Teatru w Krakowie głęboko poruszyła we mnie normalne, ludzkie odczucie żalu, smutku i kolejnej pustki, jaką śmierć wytwarza zabierając ludzi, którzy stanowili cząstkę naszego życia.
Ale wiadomość o śmierci Bogusia równie mocno przywołała inne uczucia; prawie nigdy Jemu nie wyrażane w słowach (choć mam nadzieję, że niejednokrotnie przez Niego odczuwane): uczucia podziwu i wdzięczności za to, co robił swoją sztuką dla teatru; w tym także dla mojej w teatrze twórczości.
Bogdan Długosz był gruntownie przygotowany do pełnionej w teatrze funkcji: dyplom z kompozycji i teorii muzyki w Akademii Muzycznej w Krakowie! Nic w teorii, technice i praktyce muzyki elektronicznej nie było mu obce. Takie przygotowanie to skarb, ale nie stałby się skarbem ofiarowanym przez Niego innym twórcom, a potem odbiorcom muzyki, bez wyobraźni i wrażliwości potrzebnej do ukształtowania ostatniej fazy zaistnienia muzyki w teatrze: to jest jej brzmienia. Dopiero połączenie takiego przygotowania i takich talentów stwarzają Artystę Akustyka.
Kompozytor w teatrze tworzy pod batutą reżysera podporządkowując się jego wizji i koncepcji całości tak złożonego zjawiska, jakim jest spektakl teatralny. Na etapie realizacji kompozytorskich zamierzeń role główne przejmują kierownik muzyczny, a w końcu akustycy.
Miałem szczęście w mojej pracy w teatrze trafić na takich właśnie wspaniałych współpracowników w Starym: na kierownika muzycznego Mieczysława Mejzę, szefa akustyków Andrzeja Kaczmarczyka i właśnie na Bogusia Długosza.
Boguś będzie zawsze w mojej pamięci także ze względu na cechę znamionującą artystę. Dla Niego nigdy praca nad ostatecznym kształtem projekcji muzycznej nie była zakończona; czy to w nagrywaniu, mixingu, czy w nagłośnieniu. Zawsze myślał i działał w przekonaniu, że już osiągnięty kształt może być jeżeli nie lepszy, to może jeszcze inny. I tak w nieskończoność!
I teraz przed Nim, w Jego nowym istnieniu ta nieskończoność wyobraźni dopiero mu stworzy niezwykłe wyzwanie… Spotka się tam z tym, co znamy z określenia „chóry anielskie”.
Karol Berger- niezwykły muzykolog i humanista snuje w którymś ze swoich esejów anegdotyczne przypuszczenia, co chóry anielskie śpiewają Panu… Pisze, że pewnie jest to repertuar taki jak w Bazylice watykańskiej, więc: Palestrina! Ale potem, jak Aniołowie są już sami w garderobie, to na pewno śpiewają sobie Mozarta!
I tu zanoszę pierwszą prośbę do Bogusia: żeby porozumiał się z szefem chóru w sprawie włączenia do repertuaru (choćby tylko garderobianego) arcydzieł już też obecnego w niebie Krzysztofa Pendereckiego… choćby tylko „Stabat mater” i „Lacrimozę”…
A więc Aniołowie śpiewają na chwałę Pana. Ale jak to słychać?? Bo przecież byty anielskie są niematerialne; są bowiem „z czystej pneumy”, (jak to napisał w „Sprawozdaniu z raju” Zbigniew Herbert), a dźwięk istnieje tylko jako wibracja cząstek materialnych. „Na początku miało być inaczej/ świetliste kręgi, chóry i stopnie abstrakcji” A potem do nieba zaczęły wchodzić ludzkie, grzeszne dusze… „i przychodziły tutaj z kroplą sadła, nitką mięśni…” Nastąpiła konieczność, żeby „zmieszać ziarno absolutu z ziarnem gliny”. „Tylko Jan to przewidział: zmartwychwstaniecie ciałem”……
Teraz- jestem tego pewny – Boguś zajmuje się rozwiązaniem problemu, jak nagrać śpiewy eterycznych aniołów, żeby zabrzmiały po ludzku. Więc zanoszę prośbę do Bogusia: jak już rozwiążesz ten problem, prześlij nam swoje nagrania!! Czekamy.
(Stanisław Radwan)